Forum www.amstaffy.fora.pl
Forum dla miłośników lub/i właścicieli psów bull,głównie Amstaffów
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Z tym nie przychodź do weterynarza

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.amstaffy.fora.pl Strona Główna -> Choroby i jak im zapobiegać
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Bulterierka




Dołączył: 06 Lut 2009
Posty: 20
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Iława

PostWysłany: Pią 18:13, 06 Lut 2009    Temat postu: Z tym nie przychodź do weterynarza

Z tym nie przychodź do weterynarza
Jak to: nie przychodź do weterynarza? - ktoś się oburzy. Przecież on właśnie od tego jest, żeby do niego przychodzić! Oczywiście - ale nie ze wszystkim...


Gdy czekamy drugą godzinę w poczekalni u weterynarza, a naszemu psu już całkiem wyschło w gardle ze strachu, zastanawiamy się nieraz, co ten zdrowo wyglądający pacjent przed nami robi w środku tak długo... I rzeczywiście zdarza się, że zawraca on lekarzowi głowę rzeczami banalnymi lub nienależącymi do jego dziedziny...

SUCZKA DO KASTRACJI
Do jednego z podwarszawskich gabinetów przyszedł niedawno pan ze swoim nowym nabytkiem - śliczną sunią. Po badaniu wyszedł z równie ślicznym... pieskiem. Bo rozpoznanie płci to wbrew pozorom dość częsta przyczyna wizyt u weterynarza niedoświadczonych właścicieli. Niejeden planowany zabieg kastracji zakończył się sterylizacją.
A ponieważ weterynarz dla wielu osób wciąż jest jedynym źródłem wiedzy na temat czworonogów, to zadają mu mnóstwo pytań - także stricte kynologicznych, np. o wzorzec czy charakter danej rasy. I choć weterynarze zajmujący się leczeniem małych zwierząt mają pewną wiedzę również w tym zakresie, to zazwyczaj odbiega ona od tej, którą dysponują osoby profesjonalnie zajmujące się kynologią. Dlatego warto czasem poszukać kontaktu z kynologiem, a nie z lekarzem.
No, ale dobry weterynarz powinien przecież wiedzieć wszystko... Pewnie dlatego większość z nich spotkała się już z sytuacją, gdy do gabinetu wkracza dumny właściciel ze szczeniaczkiem (ewidentnym mieszańcem) na rękach i domaga się... określenia rasy psa. Bywa też, że wnosząc do gabinetu kundelka, opiekun pyta, co z niego wyrośnie. A to przecież tak, jakby przynieść niemowlaka do przychodni i - nie mając danych na temat rodziców i dziadków - zapytać lekarza pediatrę, czy będzie to duży chłop czy chuchro.

CIĘŻKO OSOWIAŁY PIES
Psy chorują naprawdę lub tylko w głowach właścicieli. „Panie doktorze, on jest taki osowiały”. Objaw ten może być przyczyną tysiąca chorób, ale... nie musi. Wiele z tych w południe ciężko chorych psów wieczorem jest zupełnie zdrowych. By ocenić, czy coś zwierzakowi dolega, trzeba go poobserwować trochę dłużej (chyba że jest tak słaby, iż potrzebuje natychmiastowej pomocy), stwierdzić jakieś inne objawy, które pozwolą weterynarzowi postawić diagnozę. W przeciwnym razie może on co najwyżej spełnić prośbę właściciela (niektórzy bez tego nie wyjdą z gabinetu!) i dać „coś na wzmocnienie”.
Bywa, że właściciele zwierząt traktują lekarzy jak jasnowidzów. Odpowiedzieć na pytania typu: „Mój pies się drapie, co mu jest i ile kosztuje leczenie?” bądź „Ropieją mu oczka, co mu dać?”, można tylko po przeprowadzeniu badań. Na podstawie rozmowy telefonicznej czy wymiany e-maili nie zrobi tego nawet profesor.

NIE JE NAWET POLĘDWICY
„Mój pies cierpi na problemy żołądkowe”. „Ma biegunkę?”. „Nie, zatwardzenie. Chyba”. Jak można pomylić biegunkę z zaparciem? Wystarczy przybiec do lekarza, zamiast iść z psem na spacer, by sprawdzić naocznie, co mu właściwie dolega. Niektórzy właściciele zasugerowani tym, że „pies sąsiadki też się podobnie zachowywał i zdechł”, wolą jednak zmusić lekarza do odkrywania Ameryki.
Stałymi pacjentami gabinetów weterynaryjnych są psy niejadki. Najtrudniej doradzić coś właścicielom, którzy już od progu oświadczają, że „on nie je nawet polędwicy”. Ano nie je, bo to wcale nie jest jego największy przysmak albo po prostu - z przejedzenia...
Pytania o żywienie psa, choć słusznie kierowane do lekarza weterynarii, powinny być jasno sprecyzowane. Zwierzenia typu „daję garstkę korpusów i dwie garści ryżu” niczego nie wnoszą. Aby coś doradzić, lekarz musi znać wiek psa, płeć, przebyte i aktualne choroby, tryb życia.

PRZEPRASZAM. CZY TU MYJĄ ?
Nagminne jest mylenie lekarza weterynarii ze szkoleniowcem. Często pojawiają się pytania, jak psa czegoś nauczyć lub oduczyć. W gabinetach weterynaryjnych spotkać można także psy, które właściciele przynieśli do kąpieli („w domu nie mamy warunków”) lub strzyżenia („nie wiemy, jak to zrobić”).

WYGLĄDA JAK GUZ
Zwierzęta hipochondrykami nie są, ale co z tego, skoro bywają nimi ich właściciele. Weterynarze muszą ich długo przekonywać, że coś, co „wygląda jak guz”, jest zwykłym ukąszeniem komara. Z drugiej jednak strony - wobec zagrożenia np. chorobami odkleszczowymi - dobrze, że opiekunowie czasem dmuchają na zimne. Warto jednak pamiętać, że w niektórych rzeczach można weterynarza wyręczyć. Nie jest sztuką nauczyć się podawania tabletki, a wciąż nie brakuje właścicieli jeżdżących z chorym zwierzakiem przez pół miasta do lecznicy, by podać lekarstwo. Konsultacji weterynarza nie wymaga też każda znaleziona w sierści pchła - wystarczy samodzielnie zastosować odpowiedni preparat.

JA DO KRYCIA
Właściciele odwiedzający gabinety weterynaryjne są często zdenerwowani nie mniej od swoich pupili. Efekty tego zdenerwowania są różne. Do jednego z warszawskich gabinetów zadzwonili opiekunowie suki, którzy mieli problem z jej pokryciem. - Proszę przyjść! - uciął lekarz telefoniczne dywagacje. Po kilku godzinach drzwi gabinetu uchylają się i zagląda nieco przestraszona kobieta. Lekarz, nie widząc przy niej psa, pyta o cel wizyty. „Ja do krycia” - mówi nieśmiało kobieta.
W podwarszawskim Piasecznie znana stała się historia pewnego mężczyzny, który przybiegł do gabinetu z psem na rękach. Był bardzo zdenerwowany: „Pod samochód wpadł! Nie żyje!” - szlochał. Pies natychmiast trafił na stół. Lekarka, jak to miała w zwyczaju, przed badaniem delikatnie go pogłaskała. A zwierzak... zrywa się na cztery łapy, merda ogonem i szczeka. „Cud, pani doktor, cud!” zawołał uszczęśliwiony mężczyzna. Takich cudownych weterynarzy życzymy wszystkim właścicielom.


PRZYCHODZI CZYTELNIK DO WETERYNARZA
Zdarza się, że właściciele zwierząt, a czasami nawet czytelnicy, którzy ich nie mają, odwiedzają mnie, bo mają ochotę porozmawiać na temat przeczytanego właśnie tekstu. Równie często już na wstępie zaznaczają, że nie przyszli tu z psem czy kotem, lecz dlatego że zauważyli u siebie objawy podobne do tych, które opisałem w artykule. Wprawdzie do obowiązków lekarza weterynarii należy przestrzeżenie opiekuna np. przed możliwością wystąpienia choroby odzwierzęcej (jeśli takie niebezpieczeństwo istnieje), ale nie jest on przecież uprawniony do leczenia ludzi.
Wybierając się do lekarza weterynarii, warto też brać pod uwagę jego specjalizację (jest ich po studiach weterynaryjnych kilkanaście). Toteż nie warto np. odwiedzać mojego gabinetu - jako specjalisty chorób psów i kotów - z pytaniami o leczenie koni wyścigowych. Choć nie ukrywam, że bardzo nad tym ubolewam... lek. wet. AD


Dialogi gabinetowe
- Panie doktorze, mój pies nie będzie brał tego leku.
- Jak to: nie będzie?
- My anyżku nie lubimy, a ja już ten lek próbowałem.

- Proszę psiakowi wkładać pół czopka co 8 godzin.
- Rozumiem. Druga połówka ma wystawać?

- Proszę przytrzymać psa.
- Żeby mnie pogryzł?!

- Muszę pobrać krew.
- W porządku. Na litość boską, po co panu igła?!



Właściciel mądrzejszy od weterynarza
Pewna starsza pani wymyśliła, że zabezpieczy psa przed pchłami... podpaską popsikaną muchozolem, przytwierdzoną do obroży. Ktoś inny kupił wprawdzie obróżkę przeciwkleszczową, ale zakładał ją zwierzakowi tylko na wycieczki do lasu. Po powrocie zdejmował ją i zmykał w szczelnym słoiczku - dzięki temu miała starczyć na kilka lat... Kolejny właściciel pociął obróżkę na cztery kawałki i przytwierdzał je pojedynczo do skórzanej obroży. Wymieniał te skrawki co cztery miesiące. W ten sposób zabezpieczał psa jedną obróżką przez 16 miesięcy. Cóż za oszczędność. Tyle tylko że bez efektu.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Bulterierka dnia Pią 18:14, 06 Lut 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.amstaffy.fora.pl Strona Główna -> Choroby i jak im zapobiegać Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin